20 lipca 2012


Witajcie, u nas duże zmiany. Słowo w sieci przechodzi z sieci do realu. Wszystkich tych, którzy chcieliby dalej słuchać Słowa zapraszamy na sesje weekendowe i rekolekcje do domu rekolekcyjnego w Siedlcu. Właśnie ruszyła strona internetowa domu, na którą zapraszamy wszystkich zainteresowanych. Na początek we wrześniu weekend dla kobiet, ale w ciągu roku każdy znajdzie coś dla siebie. Prosimy także o przesłanie tego adresu swoim znajomym oraz, jeśli istnieje taka możliwość, podlinkowania go gdzieś na blogach i stronach internetowych, żeby szybciej wypozycjonował się w wyszukiwarce. Dzięki za wspólne słuchanie słowa przez te lata.



ZAPRASZAMY

04 maja 2012

Chrystus zmartwychwstał... i co z tego?



            Ten tytuł może brzmi nieco prowokacyjnie, ale trzeba mieć odwagę postawić sobie pytanie o to, co znaczy dla nas zmartwychwstanie Jezusa.
            Może ktoś powiedzieć: „Jakiś Jezus powstał z martwych prawie dwa tysiące lat temu, ale jakie to ma znaczenie dla mnie, skoro choruje moja córka, umarł mój mąż, nie mogę znaleźć pracy itd. Dlaczego mam się cieszyć ze świąt wielkanocnych? Ot, „święta, święta i po świętach””. Oczywiście, my, dobrzy katolicy tak nie powiemy, ale czasem i z tą naszą wielkanocną radością jest coś nie tak. Jakoś nie zawsze umiemy dać świadectwo nadziei, którą nosimy w sobie. Dlatego może warto sobie zadać to pytanie i zastanowić się, co znaczy dla nas zmartwychwstanie Jezusa.
            Mówimy, że Jezus zwyciężył śmierć, grzech i szatana, a jednak ludzie umierają, grzeszą, doświadczają pokus złego. Na czym więc polega zwycięstwo tych, którzy są uczniami Jezusa? Pozornie nic nie zmieniło się w świecie po zmartwychwstaniu. Dalej istnieje cierpienie, Jezus nie poskromił swoich wrogów, Kościół cierpi z powodu prześladowań i własnej grzeszności. A jednak coś jest inaczej.
            W przestrzeni twojego życia, z jego radościami i smutkami, z cierpieniem i nieuniknioną śmiercią, staje Jezus i mówi: „Pokój wam”. „Oto jestem z wami, aż do skończenia świata”. Nie jesteś sam. Jest obok Ktoś, kto jak zapaśnik zmierzył się każdym rodzajem cierpienia (fizycznym, psychicznym, duchowym) jakie można spotkać w życiu i wyszedł z tej walki zwycięsko. I ten Ktoś jest Twoim obrońcą.
            Jezus jest obrońcą, choć nie chroni nas przed trudem życia jak nadopiekuńcza matka. Daje nam coś więcej niż komfort: usuwa lęk i nadaje sens wszystkim, nawet najtrudniejszym doświadczeniom. Chronić kogoś przed trudnościami, to jednak trzymać go w przekonaniu: „wokół jest niebezpiecznie, a ty jesteś słaby”. To nie daje pełnej swobody. Jezus usuwa lęk, pokazując, że nawet cierpienie może prowadzić do szczęścia, nawet śmierć może prowadzić do życia. Nic nie jest ostatecznie tragiczne i bezsensowne. Uwierzyć w zmartwychwstanie to uwierzyć, że wszystko prowadzi do dobra, bo Bóg jest dobry i zwyciężył w Chrystusie. Właśnie taka wiara przenosi góry, bo siła rodzi się z nadziei.
            Jeśli ktoś szuka innego zbawienia, to może doświadczyć rozczarowania. Jezus nie dał nam czarodziejskiej różdżki do usuwania trudności, ale pokazał nam sens tych trudów i to, że wszystko skończy się dobrze, bo ten koniec to … szczęście bez końca.
 Celem Jezusa nie było stworzenie raju na ziemi, lecz takie przemienienie/zbawienie człowieka, by już tu na ziemi przez wiarę, a kiedyś w wieczności w pełni,  mógł przeżywać głęboki sens swojego życia i wolny od lęku mógł kochać, bo w tym jest nasze szczęście.
           


19 kwietnia 2012

Nie możemy nie głosić...

„Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział” (J 20, 18)

„W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba”. (Łk 24, 35)

„Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami.” (Dz 2, 32)

Spotkanie ze zmartwychwstałym Panem i doświadczenie, że On żyje jest siłą, która sprawia, że nie można milczeć na ten temat. Maria Magdalena, uczniowie z Emaus, św. Piotr po spotkaniu z Jezusem dzielą się tą radosną i niesamowitą nowiną. Poruszeni do głębi nie mogą o tym nie świadczyć. Nie ma ważniejszej prawdy w chrześcijaństwie do przekazania jak ta, że Jezus Chrystus zmartwychwstał i żyje!

Okres wielkanocny to uprzywilejowany, szczególny czas, kiedy nie tylko w murach kościoła ma być ogłaszane zmartwychwstanie. Nie wystarczy, by odbyła się procesja rezurekcyjna. Trzeba się podzielić tą wiadomością z innymi: z najbliższymi, z tymi, którzy przeżywają trudne momenty życia, z tymi, którzy stracili nadzieję, z tymi którzy nie wierzą…

Czy fakt Jezusowego zmartwychwstania jest tematem naszych rozmów przyjacielskich, podczas posiłków rodzinnych itp.? ”Bo my nie możemy nie głosić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20).

Jezu zmartwychwstały, daj mi doświadczyć Twojej żywej obecności. Niech rozproszą się w moim sercu i umyśle wszystkie mroki niewiary w Twoje zmartwychwstanie. Uczyń mnie radosnym świadkiem Twojego zwycięstwa wobec moich sióstr i braci. Amen

07 kwietnia 2012

Życzenia



Ustąpcie od nas smutki i trosk fale,
gdy Pan Zbawiciel triumfuje w chwale:
Ojcu swojemu już uczynił zadość,
nam niesie radość. Alleluja!


Niech te święta będą dla nas wszystkich przełomem,
w tym co jest naszą walką o nową jakość życia, jaką daje Jezusa.
On uwalnia nas od wszystkich grzechu i jego skutków.
Niech będą pełne szczerej radości i śmiechu.
Nasz Zbawiciel chce dać nam radość.
Chrystus Zmartwychwstał!

ALLELUJA!

Ekipa SWS

S. Bogna ZDCh, Mariola, Ks. Piotr i Romek SJ


04 kwietnia 2012

Żal

„I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.” (Mt 26,74-75)

Gdy Jezus został schwytany, wszyscy jego uczniowie uciekli. Można powiedzieć, że wszyscy zawiedli. Judasz wydał Go, Piotr się Go zaparł, reszta uciekła i tylko Jan był pod krzyżem. My, uczniowie Jezusa dziś także mamy chwile swoich większych i mniejszych zdrad Mistrza. I wydaje się, że nie jest to najgorsze, co może nam się przydarzyć. Jezus przed męką zapowiada Piotrowi, że go wyda. Jakby godzi się z tym, że „gdzie On idzie, Piotr teraz iść nie może, ale kiedyś pójdzie” (J 13,36). Najważniejsze jest to, co robi uczeń Jezusa po upadku. Nasza reakcja na własny grzech jest miarą naszej wiary w Jezusa.

Piotr „wspomniał na słowo Jezusa” i „gorzko zapłakał”. Ma w pamięci Twarz Jezusa, który wiedział już wcześniej o jego zdradzie i … dalej go kochał, nie odmawiał swojej przyjaźni, siedział z nim przy jednym stole, dzielił Chleb. Piotr płacze, bo zranił Jezusa, ale równocześnie doświadcza tego, że jest przez tego zranionego Jezusa nadal kochany! Oto istota skruchy i żalu za grzechy chrześcijanina.

Dlaczego o tym piszę? Bo istnieje też inny żal. Żal niechrześcijański, a nawet diabelski, który próbuje niszczyć człowieka pod pozorem żalu za grzechy. To żal, który zrodził się w duszy Judasza. Judasz także uświadomił sobie, że zrobił źle. Mówi: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną.” (Mt 27,4). Ale nie pamięta Twarzy Jezusa, który z miłością zwracał się do niego w Wieczerniku. Rozpacz przysłoniła mu wspomnienia dobroci Jezusa i zabrała nadzieję na przebaczenie. Judasz widzi tylko jedno wyjście: ukarać samego siebie. Zły żal to niezadowolenie z siebie, owoc zawiedzonych ambicji, że nie jest się takim, jakim by się chciało.

Czasem zdradzamy Jezusa. To prawda. Ale najważniejsze jest to, czy po grzechu pamiętamy o tym, ż On nas nadal kocha. Wtedy możemy uznać swój grzech. I możemy zapłakać bezradnie, bo jest Ktoś, kto może nam pomóc, kto przebacza, podnosi, uzdrawia. To przecież po to Jezus umarł na krzyżu. „Nie przyszedł szukać sprawiedliwych, ale grzeszników, bo nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci którzy źle się mają” (por. Mk 2,17).

21 marca 2012

Tak bowiem Bóg umiłował świat...


„Tak bowiem Bóg umiłował świat,

że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał życie wieczne”
(J 3, 16)


W połowie naszych wielkopostnych zmagań Słowo Boże chce nam powiedzie to, co najważniejsze: my, grzesznicy, jesteśmy tak bardzo kochani przez Boga, że nie zawahał się dla nas poświęci Swojego Syna.

Czyż nie jest to wiadomość dnia?! Najlepszy news?!

Gdy myślimy o naszej grzeszności i nieprawości, gdy sumienie wyrzuca nam latami dawne winy, słyszymy, że „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”(J 3, 17).

W sakramencie pojednania te słowa stają się rzeczywistością dla każdego z nas. Tam mogę zawsze korzysta z daru zbawienia. Tam, nas umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przez moc Jego przelanej krwi, Bóg Ojciec może przywrócić do życia.

Do nas jednak należy decyzja przyjęcia daru przebaczenia. Spowiadanie się często nie jest łatwe, nie jest przyjemnością, ale przynosi pokój i radość. Bóg może wprowadzić ład w nasze poszarpane życie, zaleczyć rany naszego serca, uspokoić wyrzuty sumienia.

Uwierzmy więc na nowo słowom Boga i korzystajmy szczególnie w tym świętym czasie z łaski przebaczenia.

„Cóż więc na to powiemy?
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
On, który nawet własnego Syna nie oszczędził,
ale Go za nas wszystkich wydał,
jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?
Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym,
których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia?
Któż może wydać wyrok potępienia?
Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć,
co więcej - zmartwychwstał,
siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?”
(Rz 8, 31- 34)

22 lutego 2012

Grzech mój wyznałem Tobie...

„Póki milczałem, schnęły kości moje, wśród codziennych mych jęków. Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją wobec Pana, a Tyś darował winę mego grzechu.” (Ps 32, 3.5)

Czy wyznawanie grzechów na spowiedzi jest złem koniecznym, czymś na kształt ceny, którą trzeba zapłacić, by zyskać odpuszczenie? W odczuciu wielu osób – tak. I nie dziwię się takiemu podejściu. Powiedzenie drugiej osobie tego, czego się wstydzimy i uważamy za zło, nie sprawia przyjemności. Czy nie można by inaczej? Przecież Bóg zna moje grzechy, więc po co przechodzić przez tę udrękę (tak, dla wielu jest to wprost udręka) mówienia księdzu swoich grzechów?
Na taką postawę wobec spowiedzi wpływa kilka rzeczy, które zaciemniają rozumienie sensu wyznawania win. Po pierwsze, ważne jest to, jakie mamy doświadczenie przyznawania się do błędów i win. Czy masz wspomnienia, że przyszedłeś jako dziecko do Mamy czy Taty i mogłeś powiedzieć, że coś się stłukło czy zepsuło i to wyznanie było ulgą, powierzeniem ciężaru komuś, kto pomoże, pocieszy? No właśnie. O takie wyznanie chodzi w spowiedzi. Coś mi ciąży, nie radzę sobie z tym, boli, zawstydza. I właśnie dlatego mówię o tym. To wyznanie jest ulgą. Już nie jestem sam z moim ciężarem. Jest ktoś, Kto mnie wesprze. Ale, jeśli dominuje w mnie lęk przed osądem, nie poczuję ulgi, wprost przeciwnie – zdrętwieje przy konfesjonale i wyznanie stanie się udręką.
Druga sprawa to fakt, że może się zdarzyć, że Kapłan w konfesjonale nie przypomina „żywego odblasku” dobrego i miłosiernego Boga. Ale nawet, gdyby siedział w konfesjonale niecierpliwy, obojętny czy nawet osądzający człowiek, to wiedz, że przez niego możesz spotkać Boga, który jest dobry i czeka na ciebie. Dlatego tak ważne jest, żeby przychodzić do spowiedzi z żywą wiarą. Ja, kiedy mam wrażenie, że Ksiądz nie słucha mnie w konfesjonale z uwagą i przyjęciem (no cóż, wszyscy jesteśmy ludźmi, ja też nie zawsze słucham i przyjmuje ludzi z otwartymi ramionami…), to myślę sobie: „nie od twojej łaski zależy przebaczenie i miłosierdzie. Nawet, jeśli tobie brakuje cierpliwości i przebaczenia, to Bóg ma je w obfitości.”. Kapłan jest narzędziem. Wyobraź sobie, że ktoś potrzebuje leku, od którego zależy uratowanie jego życia. Czy będzie wahał się z powodu tego, że musi je przyjąć z brzydkiego naczynia? Nie! A niech tam, byle by uratować życie! Tak samo trzeba podejść do spowiedzi.
Nie chcę w ten sposób usprawiedliwiać niegrzecznych czy niecierpliwych spowiedników. Będą kiedyś musieli zdać sprawę przed Bogiem, czy nie zasłaniali ludziom drogi do Boga. Ale ważne jest, byśmy umieli patrzeć głębiej: w konfesjonale czeka na ciebie dobry Bóg, który widzi twój ból i zagubienie i czeka, kiedy przyjdziesz do Niego i podzielisz się swoim cierpieniem. Bo nie ma gorszego bólu niż grzech. A On może i chce pomóc.

10 lutego 2012

"A celnik stał z daleka..."

„Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika” (Łk 18,13).

Spowiedź? Ciężka sprawa. Trzeba iść do obcego lub znajomego (nie wiadomo co gorsze ) człowieka i mówić mu o tym, czego się wstydzę. Jest coś, co jeszcze potęguje stres związany ze spowiedzią: nie można się jej uczyć, tak jak wielu innych rzeczy – od innych. Gdyby tak posłuchać jak spowiadają się inni, to by się człowiek nauczył, a tak, to nawet nie wie, czy robi to dobrze czy źle. I stres rośnie. Dlatego warto na ten temat pisać.
Temat jest obszerny i wielowątkowy. Na początek: co mówić na spowiedzi?
Są trzy tematy. Jeden konieczny, drugi wskazany, trzeci, zależy od tego, czy łączymy spowiedź z jakąś formą kierownictwa duchowego, czyli czy chcemy, żeby Kapłan nam doradził jak postępować.
Temat 1: Grzechy tzw. ciężkie lub inaczej śmiertelne. Są one podstawowym przedmiotem spowiedzi, bo tylko w konfesjonale mogą zostać przebaczone (chyba, że ktoś przed śmiercią nie ma możliwości się wyspowiadać, to wtedy wystarczy, że żałuje za nie, ale to inna historia). Te grzechy trzeba wyznać wszystkie, konkretnie, bez „owijania w bawełnę” ( co, ile razy, jak). Świadome przemilczenie czy zafałszowanie czegoś jest poważną sprawą. I tu zaczynają się schody.
Czasem jasno wiemy, co przeskrobaliśmy, ale wielu z nas ma problem z określeniem czy coś jest grzechem ciężkim, czy nie. Pomniejszanie lub, przeciwnie, wyolbrzymianie swoich win, jest skutkiem tego, że nie umiemy obiektywnie popatrzeć na nasze czyny. Emocje grają tu dużą rolę. Wstyd, poczucie winy, chęć usprawiedliwienia lub właśnie pogrążenia siebie i poniżenia… Trzeba tu użyć głowy. To, że czegoś się bardzo wstydzę, niekoniecznie znaczy, że to jest większy grzech niż ten, który mnie mniej zawstydza. Może tak być, ale nie musi. Grzech ciężki to trzy elementy: poważna materia, nasza świadomość i dobrowolność. Tłumacząc „z polskiego na nasze”: Sprawa nie dotyczy błahostek, a my wybraliśmy zło wiedząc, co robimy i z własnej woli. Nie da się popełnić grzechu ciężkiego „przez przypadek”. Tu trzeba być bardzo uczciwym wobec siebie. Poważna materia jest chyba najłatwiejsza do określenia. Zrobiłem to i to, powiedziałem to i to. Jasne. Tajemnica leży jednak głębiej. W moim sercu. Dlaczego to zrobiłem? Jaka była moja intencja? Na ile byłem świadomy, że jest to złe? A także na ile to było wolne działanie? Przymus zmniejsza odpowiedzialność. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy świadomie i dobrowolnie.
Tu pojawia się problem odpowiedzialności kogoś kto jest ofiarą nałogu. Dobrowolność jest ograniczona, a przez to odpowiedzialność. Ten ktoś może ponosić odpowiedzialność za to, że się kiedyś do tego stanu doprowadził, ale dziś na poszczególne czyny może mieć ograniczony wpływ. Jednak nie jest to podstawa do założenia rąk i powiedzenia: „tak mam i koniec”. Trzeba szukać drogi wyjścia.
Drugi temat uzupełnia pierwszy. Kościół zachęca nas byśmy wyznawali także grzechy lekkie, bo Sakrament leczy nas duchowo. Wszak nie chodzi o to, by jedynie mało grzeszyć, ale by być świętymi.
Trzeci temat to mówienie o sobie, by zyskać wsparcie i radę w konfesjonale. Im lepiej Kapłan nas rozumie, tym trafniej może nam doradzić.
Na dziś tyle. Czekamy na komentarze i pytania na blogu na temat spowiedzi, byśmy mogli kontynuować temat zgodnie z Waszymi potrzebami.

15 stycznia 2012

Trzech Króli



„ Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei
za panowania króla Heroda,
oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali:
«Gdzie jest nowo narodzony król żydowski?
Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie
i przybyliśmy oddać mu pokłon»”
Mt 2, 1-2

Barwne orszaki Trzech Króli przeszły już i dotarły do nowonarodzonego Króla.
Czego jednak mogę się nauczyć od Mędrców w moim codziennym poszukiwaniu obecności Jezusa, w chodzeniu za Nim?

1. Odczytywać znaki.
To, że Mędrcy zauważyli pojawienie się nowej gwiazdy nie było wynikiem przypadku, czy jednorazowego spojrzenia w niebo. Zapewne wcześniej wielokrotnie wpatrywali się w firmament, znali go na pamięć. Bóg na naszej drodze życia zapala różne „gwiazdy”. Trzeba, byśmy uczyli się rozpoznawać i odczytywać Boże znaki, natchnienia, przyjmować łaskę i wsłuchiwać się w Jego Słowo. To wymaga pracy, systematyczności i wiele cierpliwości.

2. Wyruszyć w drogę.
Być chrześcijaninem, to być w drodze. To nie bać sie pójść za Bożym wezwaniem bez stuprocentowej pewności, bo takiej nigdy nie będziemy mieli.
Podróż Mędrców zrodzona z zaufania wiary była mocno osadzona w logice ludzkiego rozumu. Gwiazda nie świeciła na ich drodze zawsze tak intensywnie i jasno, dlatego skierowali sie na dwór królewski w Jerozolimie, bo gdzie indziej należało szukać nowonarodzonego króla? I chociaż nie tam był ostateczny koniec ich wędrówki, otrzymali przecież na dworze Heroda cenne wskazówki, korzystając z nich mogli osiągnąć zamierzony cel. Wiara i rozum razem prowadzą nas do Boga

3. W miejsce swojej logiki, przyjąć logikę Boga.
Na dworze Heroda Mędrcy nauczyli się również zmieniać swój sposób myślenia, swoją logikę Mędrców na logikę Boga. Pokornie udają się do małej miejscowości, gdzieś na peryferie i przed zwykłym, małym dzieckiem, którego rodzice w ogóle nie wyglądali na mających cokolwiek wspólnego z królewskim rodem, składają swoje dary. Wbrew temu, co postrzegają ludzkimi zmysłami, są pewni Bożej obecności. Tam w Betlejem znów jasno rozpoznają blask „gwiazdy”.

Boże, niech nie zmarnuję żadnej łaski, którą mi dasz w tym roku. Otwieraj moje oczy i uszy, a przede wszystkim moje serce, bym rozpoznał czas i miejsce mojego spotkania z Tobą. Amen

01 stycznia 2012

Boże Narodzenie

„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania” Łk

Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. To przełomowa chwila w Jej życiu. Odtąd wszystko będzie inaczej, bo w centrum Jej uwagi, wysiłków, niepokojów i radości będzie malutkie dzieciątko, które potrzebuje Jej miłości i troski. Bo odtąd wszystko będzie się działo ze względu i dla Jej synka. Jego przyjście na świat sprawi, że cały Jej świat kręcić się będzie tylko wokół Niego.

Na pewno tak jest z narodzeniem każdego dziecka. Jednak to Dziecko jest szczególne. Jego narodziny zmieniają wszystko nie tylko w życiu Jego Mamy i najbliższej Rodziny. Ono zmienia życia każdego z nas. Ta zmiana nie jest tak oczywista i narzucająca się jak pojawienia się w domu nowonarodzonego dziecka, jednak jest równie mocna i radykalna.

Oto rodzi się Człowiek. Jedyny, o którym można powiedzieć – idealny, „najpiękniejszy z synów ludzkich”. Samo piękno. Bóg się wcielił, a raczej lepiej powiedzieć wczłowieczył. I oto Jezus – maleńki noworodek rodzi się, by przeżywać każdą kolejną chwilę jako człowiek. Patrzy, słucha, oddycha, płacze, cieszy się, jest zaciekawiony, głodny, śpiący, zziębnięty… Przeżywa wszystko tak jak my. Ma ludzką duszę. Jest jednym z nas. I odtąd nic nie jest takie samo. Nasze ludzkie czynności, sprawy, problemy, pragnienia i przeżycia. Już nic nie jest mało ważne, nijakie, nudne czy nie wartościowe. On bierze do ręki przedmioty, którymi my się posługujemy. On wie, co to wysiłek przy pracy. On patrzy na ten same widoki i, co najważniejsze: patrzy swoimi ludzkimi oczyma na nas. Już nic nie jest takie samo, bo odtąd wszystko jest z Nim i ze względu na Niego i wszystko oświetlone Jego obecnością.

Bóg nie mieszka w złotej świątyni, ale w domu pośród ludzi. Upodobał sobie to, co ludzkie. Lubi z nami być, dzielić nasz los. Zamieszkał pośród nas. I odtąd nic nie jest takie samo, choć przecież na zewnątrz nic się nie zmieniło. Tak jak w życiu Maryi – zwykłe życie w małym Nazarecie. A przecież zmieniło się wszystko.