19 grudnia 2011

Ciemności...


„Gdy wszystko ogarnęła głęboka cisza, a noc dosięgła połowy swego biegu, wszechmocne Słowo Twoje, Panie, zstąpiło z królewskiego tronu” Antyfona do pieśni Maryi

Pan przyjdzie, gdy noc dosięgnie połowy swego biegu, a więc w samym środku nocy. Właśnie wtedy, gdy najciemniej. Właśnie przychodzi w ciemności, by je rozświetlić swoim światłem. Te ciemności różne mają imię. O kilku rodzajach ciemności chcemy dziś powiedzieć.

Jest ciemność, która jest związana z tym, że nie widzimy rozwoju Królestwa Bożego w sobie i wokół siebie. Doświadczamy własnego grzechu i słabości. Wydaje nam się, że raczej się cofamy niż postępujemy w świętości. Zaś wokół siebie słyszymy o zgorszeniach, gdy ci, na których liczyliśmy, że będą dla nas zbudowaniem i wzorem łamią się w wierze. To są ciemności, w których się pogrążamy i czasem wydaje się, że już nigdy nie zaświeci jasne światło radości i chwały, że nie będzie nam dane oglądanie triumfu Boga na ziemi. Właśnie, pośród takich ciemności przychodzi do nas Ten, który jest samą Świętością i Jedynym Źródłem Świętości.

Jest ciemność, która dotyczy bezpośrednio naszego życia wewnętrznego, szczególnie modlitwy. Mistrzowie życia duchowego, jak Ignacy z Loyoli czy Jan od Krzyża mówią nam, że strapienie/noc jest normalnym doświadczeniem wierzącego. Oschłości na modlitwie, rozproszenia, pokusy, brak miłości, zwątpienie, czasem niewiara, ból, niechęć do modlitwy, smutek, żal, czasem nawet złość czy irytacja itp. wszyscy tego doświadczamy w różnym stopniu. To wszystko jest normalnym etapem w drodze ku głębszemu poznaniu Boga.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma innej drogi do Boga, jak przez własne serce. I tu pojawia się problem. Często nasza wizja życia duchowego, jest pełna wzniosłych uczuć, poruszeń, świateł… jednak kiedy zaczynamy schodzić głębiej doświadczamy tego, co jest w naszym sercu raną, grzechem, co boli i jest mało przyjemne. Bóg chce byśmy tam właśnie zeszli aby to uzdrowić i przemienić – jednak powrót i konfrontacja z cieniem naszego życia – nie jest miła. Jest trudna i bolesna. Jednak nie będziemy w stanie radować się pełnią Bożego pokoju i obecności mając chore serca. Poranione grzechem cudzym i własnym serce nie działa właściwie, potrzebuje być naprawione – a naprawa ta dokonuje się przez konfrontację i wystawienie, odkrycie tego przed Bożym Duchem, wystawienie tego na światło Bożej Prawdy. Uzdrowienie w nas dokonuje się przez wiarę w to, co Bóg mówi o naszym zranionym sercu, a nie świat albo my sami. Takie oczyszczenie pozwala także pozbyć się iluzji o nas samych i naszej relacji z Bogiem. To doświadczenie jest realne i potrzebne. Nie chodzi tu o cierpiętnictwo (przez które rozumiem przesadne szukanie bólu i umartwień) – ale przyjęcie krzyża, jakim jest cierpienie naszego zranionego wnętrza.

Jest także ciemność pełna lęku i niepewności spowodowanych życiowymi doświadczeniami np. chorobą własną lub najbliższych. Wszystko to, co wiąże się z niepewnością jutra, z kruchością tego, co nas otacza i nas samych.

Właśnie pośród takich ciemności dokonują się największe dzieła Boże. Bóg wciela się, a raczej lepiej powiedzieć „wczłowiecza się” w nasz naznaczony ciemnością los. Jeśli dziś jesteś pośród ciemności, to czekaj na Tego, który jest Światłością, bo
„światłość w ciemności świeci i ciemności jej nie ogarnęły” (J 1,5).

28 listopada 2011

Otwarte ramiona Ojca



W moim myśleniu o miłości Boga Ojca, często pojawia się coś, co określiłbym mianem „tak, ale”: „Kochasz mnie - wiem, ale przecież grzeszę, zawodzę cię nieustannie – to musi mieć jakieś konsekwencje…”. I tak jest rzeczywiście. Takie myślenie ma konsekwencje. Jednak problem polega na tym, że nie w Bogu i Jego stosunku do mnie, ale we mnie samym. Jeśli moja grzeszność kwestionuje miłość Boga, sprawia że zaczynam wątpić, że Bóg mnie kocha, zamykam się w żalu i smutku z powodu mojej grzeszności i najczęściej w poczuciu winy. Szatan odniósł zwycięstwo. Zamknąłem się na miłość Boga nie przez bunt, ale przez niewiarę, że Ojciec kocha mnie pomimo moich grzechów. To pierwsza pułapka. A przecież „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?” Rz 8, 33-34.





To nie Bóg nas potępia, ale Nieprzyjaciel, czasem drugi człowiek. W dzisiejszym świecie wielu ludzi w kościele opiera swoją relację z Bogiem na poczuciu winy i lęku przed karą, próbując przekupić Boga pobożnością, zamiast skupić swój wzrok na miłości Boga i przyjęciu przebaczenia. To subtelna pułapka, tego który pragnie pognębić nas fałszywą religijnością, zamknąć na sobie w samozbawianiu przez praktyki religijne. To pobożna forma egoizmu, która w przejawach wydaje się dobra, jednak u jej korzeni jest pogański obraz boga.

Druga pokusa jest wtedy, kiedy w moim sercu podejmę już decyzję o nawróceniu i zwlekam z powrotem, bo muszę odpokutować – bo przecież nie mogę wrócić z pustymi rękami. Dlaczego nie? Jeśli wierzymy, że Jezus odpokutował za wszystkie nasze grzechy, dlaczego tak się na tym koncentrujemy? Kiedy mogę wrócić do Ojca, po moim grzechu? Po dniu, dwóch, tygodniu, miesiącu? Dlaczego nie od razu, nawet sekundę po tym jak upadnę? Przecież Jego miłość, przebaczenie, miłosierdzie jest ZA DARMO – wystarczy je przyjąć – co zatem mnie blokuje? „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” 1J 4,16. Jeśli wierzymy w miłość Boga, nie musimy zapracowywać na przebaczenie przez pokutę, bo ono już jest udzielone za darmo. Pokuta ma zmienić mnie, a nie Boga.

W miłości Boga do mnie nie ma miejsca na „kocham cię, ale…” - to miłość bezwarunkowa, miłość bez „ale”. To miłość totalna, przekraczająca moje najśmielsze wyobrażenia na jej temat. Całkiem niedawno moja znajoma powiedziała: „że grzech pierworodny nie polegał na pysze, ale na zwątpieniu, niewierze w miłość Boga”. Nie potrzebujemy się poprawić i być „grzeczniejszymi” – potrzebujemy uwierzyć, że Bóg kocha nas tak radykalnie, że miłość ta nie ustaje nawet, kiedy grzeszymy – a przebacza nam za darmo i nic nie musimy zrobić, by to przebaczenia wysłużyć. „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.” Ef 2, 8-10.

Bóg to Ojciec, który nie patrzy na nas, przez pryzmat naszych czynów dobrych czy złych. W Jego oczach nie jest ważne, czy nazywam się Jan Paweł II czy Fidel Kastro – On widzi swoje dziecko. Bóg pragnie świętości życia dla nas i nienawidzi grzechu. To jak żyjemy, nie jest dla Niego bez znaczenia, ale nie wpływa na Jego miłość do nas. Źródłem miłości Boga do nas jest Jego miłość, nie nasze uczynki. „Boś Ty naszym Ojcem! Zaiste, nie poznaje nas Abraham, Izrael nas nie uznaje; Tyś, Panie, naszym Ojcem, "Odkupiciel nasz" to Twoje imię odwieczne” Iz 63,16

Może wyrzec się nas cały świat – ale BÓG się nas nie wyrzeknie.


19 listopada 2011

Ojciec, za którym tęskni cały świat


A jednak, Panie,

Tyś naszym Ojcem. Iz 64,7

Św. Augustyn powiedział „Stworzyłeś nas, Boże, bowiem jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki w tobie nie spocznie”. Augustyn, jak każdy z nas, doświadczał pragnienia bycia kochanym, którego żaden człowiek - nawet najbliższy, żaden rodzic - nawet najlepszy, nie jest w stanie zaspokoić. Prędzej czy później w relacji dochodzi do momentu, kiedy rozczarowujemy się drugim człowiekiem. To zupełnie naturalny i normalny etap dojrzewania miłości. Uczucie zakochania mija – uświadamiamy sobie, że drugi człowiek nie jest w stanie kochać nas tak, jak tego pragniemy. Naturalnym krokiem jest wtedy przyjęcie drugiego takim, jaki jest – z jego słabościami i jego słabą miłością – to moment, kiedy zakochanie ma okazję stać się prawdziwą miłością. Jednak pragnienie miłości doskonałej pozostaje. Dalej pragniemy czegoś więcej.

Tęsknimy do miłości, która nie może się zrealizować w tym świecie. Szukamy w ludziach, ale także w tym wszystkim co stworzone, by zaspokoić tę paląca tęsknotę – bezskutecznie. Tęsknimy za doskonałym Ojcem, szukamy Prawdziwej Miłości. Bóg to Ojciec, za którym tęskni cały świat! Cała ludzkość! Choć jesteśmy skończeni i ograniczeni, naszym ostatecznym przeznaczeniem jest kochać Nieskończonego i Nieograniczonego. Mówi nam o tym nasze pragnienie.

Na dwa podstawowe sposoby poznajemy, że Bóg nas kocha. Pierwszym jest stworzenie, to że istniejemy, oddychamy, że zostaliśmy powołani do życia, czytamy o tym w Księdze Mądrości: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!” Mdr 11, 24-16.

Drugim jest Odkupienie. Bóg pokazał jak bardzo nas kocha, pozwalając, by należną nam karę za grzechy, wziął na siebie i poniósł Jego Jedyny Syn. I Ten Syn – Jezus mówi nam o tym, jaki jest Ojciec. „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” 1J 4,9-10.


Ojcze, nie mogę ogarnąć Cię moim umysłem, ale pragnę Cię objąć moją miłością. Niech Twoje Słowo będzie pierwszym i ostatnim w moim życiu. Poddaję Tobie całego siebie. Napełnij mój umysł nowym objawieniem Ciebie, bym mógł przyjąć Twoją miłość i głosić ją wszystkim spragnionym Twojej miłości. Amen



31 października 2011

Mówił do tłumów...

„Mówił także do tłumów:
«Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie,
zaraz mówicie: "Deszcze idzie". I tak bywa.
A gdy wiatr wieje z południa,
powiadacie: "Będzie upał". I bywa.
Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba,
a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie?
I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego,
co jest słuszne?”(Łk 12, 54-57)

Kiedy patrzę na rzeczywistość wokół mnie; kiedy słucham wypowiedzi różnych ludzi; kiedy widzę, jakie decyzje podejmują lub jakich praw żądają i do czego zmierzają, to ostre słowa Jezusa wydaja mi się bardzo aktualne: „Obłudnicy, dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?”. Jezus mówił do tłumów, a tłumem jak wiadomo łatwo manipulować. Tłum często traci zdolność rozróżniania tego, co słuszne i właściwe. Dlatego nie chcę pisać do tłumów, ale do Ciebie i do siebie.

Nie chcę być jak „dziecko, którym miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości” (Ef 4,14). Chcę budować swoje życie na Skale, którą jest Jezus, aby być nienaruszonym przez doświadczenia i życiowe burze.

Dziś Ty i ja, którzy jesteśmy uczniami Chrystusa, musimy wiedzieć w Kim i w czym pokładamy nadzieję. Kto nie tylko zna prawdę ale i jest Prawdą. Trzeba nam naprawdę z uwagą słuchać Mistrza, jak i tych, których On sam wybrał, aby dziś wskazywali nam drogę.
(Czy ostatnio przeczytaliśmy jakiś tekst Benedykta XVI? Np. „Porta fidei” z okazji nadchodzącego roku wiary? Tekst jest dostępny TU: ORĘDZIE)

Jezus mówi, że zostaliśmy uzdolnieni do tego, by rozpoznać to co słuszne. Co więcej, On pragnie, abyśmy innym wskazywali drogę.

„Jak więc przejęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu,
tak w Nim postępujcie: zapuśćcie w Niego korzenie
i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze,
jak was nauczono, pełni wdzięczności. Baczcie,
aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię
będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji,
na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” (Kol 2, 6-8).

27 października 2011

Świadectwo Marioli



Pan Bóg mnie nauczył liczyć dni moje CD
konferencja, świadectwo


Nagranie jest zapisem konferencji o uzdrowieniu fizycznym i duchowym człowieka, wygłoszonej w czasie KODA DM w Rybniku Chwałowicach w sierpniu 2011 r.
Nauczanie poparte jest osobistym świadectwem przeżywania choroby nowotworowej przez głoszącą konferencję 43 letnią Mariolę.
Jej doświadczenie jest przykładem dojrzałej postawy chrześcijańskiej, wolnej od bohaterstwa, nie pozbawionej prawdziwości uczuć i reakcji ludzkich wobec próby wiary, jaką jest dla człowieka rak.

Zapis na żywo

30 września 2011

Dom na skale (trzy świnki)


Witamy,

dziś tekst o tym, skąd czerpać siłę, by twardo stać na nogach :-) przyda się wszystkim, którzy już zapomnieli o urlopach, wakacjach i lecie i muszę się zmagać z codziennością, czyli nam wszystkim :-)

ekipa SWS

„Gdy przyszła powódź,

potok wezbrany uderzył w ten dom,

ale nie zdołał go naruszyć,

ponieważ był dobrze zbudowany”

(Łk 6, 48).

Czasem mam wrażenie, że o chrześcijanach myśli się jako o ludziach, którzy mają w życiu pod górkę. Dostają w twarz i jeszcze mają nadstawić drugi policzek; nie wiedzieć dlaczego mają dźwigać krzyż, choć można by żyć przyjemniej itd. Taki smutas i ofiara losu. Kiedy jednak czytam Ewangelię, wyłania się inny obraz. Jezus porównuje swojego ucznia do domu zbudowanego na skale. Chrześcijanin to człowiek mocny, który solidnie stoi na nogach. Jest w stanie zachować równowagę i pokój wobec różnych życiowych burz.

Niezwykle poruszają mnie te słowa: „nie zdołał go naruszyć”. Każdy doświadcza przeciwności i cierpień. Są takie wydarzenia, które uderzają jak burza i chcą zniszczyć dom życia. Aż wszystko drży. A Jezus mówi, że ten, kto oparł swoje życie na Nim, nie zostanie „naruszony”, czyli przejdzie przez wszystko zwycięsko. Jak to możliwe?

Warunek jest jasny: „ten, kto słucha słów Moich (Jezusa) i wypełnia je” (Łk 6, 47). Ale co to znaczy słuchać i wypełniać? W pierwszej chwili może się wydawać, że chodzi jedynie o to, by robić to, co każe Jezus. On stawia jakieś wymagania, a ja staram się według nich postępować. Ale tu musi być coś więcej, bo przecież z tego ma się zrodzić poczucie bezpieczeństwa, siła i pokój.

W najgłębszym znaczeniu chodzi o to, by UWIERZYĆ SŁOWU JEZUSA. By Jego słowo stało się rzeczywistością naszego życia, realnie przeżywaną w codzienności. Kiedy Jezus mówi: „Miejcie odwagę, Jam zwyciężył świata” (J 16,33), to znaczy, że nie ma się co bać. Kiedy mówi: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem” (J 15,9), to znaczy, że jest Ktoś kto mnie kocha bezgranicznie i jest ok.! Właśnie w tym znaczeniu Słowo Jezusa wysłuchane i przyjęte staje się skałą, na której można sobie spokojnie budować dom, bo NIC I NIKT tego nie zniszczy.

Dobrze być chrześcijaninem. Znacie bajkę o trzech świnkach? Czuję się jak trzecia świnka, która nie tylko nie musiała bać się wilka w swoim porządnym domku, ale także mogła udzielić schronienia pozostałym świnkom, których liche domki zostały zburzone.


25 września 2011

Dobra Nowina

Kochani, wracamy po przerwie wakacyjnej z nowymi siłami i zapałam.
Dziś teskt o przebaczeniu.
ekipa SWS


„Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał:
"Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko
mnie? Czy aż siedem razy?"
Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż
siedemdziesiąt siedem razy”
Mt 18, 21

Zawsze i wszystko przebaczyć. Nauka Jezusa jest jednoznaczna i nie pozostawia wątpliwości. Bóg jest pierwszy w przebaczaniu. Gdy Jezus ukazuje miłosierdzie Ojca, to mówi o darowaniu całej i każdej winy. Nie zastrzega ani ilości naszych przewinień, ani rozmiarów zła. Nie tworzy katalogu „to zostanie wybaczone a to nie”. Otrzymujemy łaskę przebaczenia jako dar Bożej miłości. On jest mi gotów przebaczyć wszystko. Czyż nie jest to Dobra Nowina?!

Druga Dobra Nowina brzmi: ja też mogę uczestniczyć w darze przekazywania przebaczenia na wzór samego Boga. To jest piękny, chociaż dla nas często bardzo trudny, i nie chcę tego pomniejszać ani bagatelizować, rys podobieństwa do samego Stwórcy. Możemy komuś powiedzieć: „wybaczam, daruję Ci”.

Boże dziękuje Ci, że darujesz mi moje winy.
Proszę wzmocnij moja wolę. Daj odwagę memu sercu,
by było zdolne do przebaczania. Amen

03 czerwca 2011

Modlitwa św. Augustyna do Ducha Świętego

Bądź mym oddechem Duchu Święty, abym rozważał to, co święte

Bądź moją siłą Duchu Święty, abym czynił to, co święte

Bądź mym pragnieniem Duchu Święty, abym ukochał to, co święte

Bądź moją mocą Duchu Święty, abym strzegł tego, co święte

Strzeż mnie od złego Duchu Święty, bym nie zatracił tego, co święte

„Jak Mnie umiłował Ojciec, i Ja was umiłowałem.

Trwajcie w miłości mojej”

J 15, 9

Nie jesteśmy w stanie pojąć ludzkim rozumem pełnej miłości relacji miedzy Ojcem a Synem, co więcej faktu, że tą samą miłością jest przez Jezusa kochany każdy człowiek.

Ty , który czytasz ten tekst jesteś miłowany przez Boga!

Jezus pragnie, byś nie tylko o tym wiedział, ale żebyś trwał w Jego miłości.

Co to znaczy? On sam to wyjaśnia: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.” J 15, 10

Jezus umiłowany przez Ojca wypełnia Jego wolę. Tak samo ten, kto doświadcza Bożej miłości, będzie wypełniał nakazy Jezusa. I będzie mógł powiedzieć: „Radością jest dla mnie wypełniać Twoja wolę, mój Boże” (Ps 40, 9).

W jaki sposób możesz doświadczać miłości Boga i żyć Jego przykazaniami?

Jest to możliwe, gdyż Jezus obiecał: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze- Ducha Prawdy…” (J 14, 16).

Dzięki Duchowi Świętemu możesz doświadczać Bożej miłości, bo „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego”(Rz 5,5) i możesz żyć według nauki Jezusa, bo Paraklet, Duch Święty, wszystkiego nas nauczy i przypomni nam wszystko co Jezus nam powiedział ( por. J 14, 26).

Prosząc o dary Ducha, możesz zostać uzdolniony do trwania w miłości Jezusa. To proste. Potrzeba tylko wiary.

Jezus pragnie udzielać nam nieustanie swego Ducha, abyśmy mogli żyć w jedności z Nim i Ojcem. By nasze chrześcijaństwo nie było mozolnym wypełnianiem praw i przepisów, ale radosnym pełnieniem woli Tego, kto nas umiłował i powołał do pełni życia. W tych dniach oczekiwania na Zesłanie Ducha Świętego wołajmy z mocą , aby łaska Bożego Ducha przenikała całe nasze życie.


12 maja 2011

„Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” J 6,35

Kiedy Jezus w synagodze w Kafarnaum powiedział ludziom, że Jego ciało jest chlebem, wywołało to konsternację. „Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: Jak On może nam dać /swoje/ ciało do spożycia?” (J 6, 52). Ewangelista podkreśla, że nie tylko tłum, ale i uczniowie Jezusa mówili: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6,60). Było to na tyle szokujące, a nawet gorszące, że „odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). Odchodząc, zapewne myśleli, że Jezus jest szalony. Wobec takiej reakcji Jezus pozostaje spokojny. Nie biegnie za swoimi uczniami. Nie mówi: Poczekajcie! Ja wam to wszystko wytłumaczę! Zwraca się do tych, którzy przy nim zostali: „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6,68).

Pozornie dziś jesteśmy w lepszej sytuacji niż tamtejsi słuchacze Jezusa. Słuchamy słów Ewangelii, mając świadomość, że Jezus dał swoje Ciało na pokarm w Eucharystii. Przyjmujemy ten Chleb. Można powiedzieć, że jesteśmy mądrzejsi od nich o dwa tysiące lat.

Jednak i my, jeśli chcemy być prawdziwymi uczniami Jezusa, musimy przeżyć „kryzys eucharystyczny”. Bo istota nieporozumienia między Jezusem a uczniami, nie polegała na tym, że nie umieli zrozumieć, jak to ma być z tym spożywaniem ciała; że mieli być może jakieś przerażające kanibalistyczne skojarzenia. Nie.

Jezus mówi: „Jam jest chleb życia” (J 6, 35). To znaczy, to Ja jestem pokarmem, którego potrzebujesz. Jestem jedynym, który może nasycić. Poza Mną nie ma nic, co mogłoby cię nakarmić.

I to domaga się bardzo radykalnej odpowiedzi. Albo uwierzyć, albo wyjść, tak jak to zrobili uczniowie w synagodze w Kafarnaum. I to jest istota „kryzysu eucharystycznego”.

Skutkiem wiary w te słowa, nie jest tylko przystępowanie do Komunii św., ale bardzo radykalna zmiana w myśleniu. Jeśli Jezus jest Chlebem, to na nowo trzeba ustalić hierarchię wartości. Ile spraw w mojej głowie nosi etykietkę: „Niezbędne do życia”?

Tak naprawdę do życia potrzebny jest tylko Chleb – Jezus.

Wierzysz w to? Możesz zostać w synagodze z Piotrem, który mówi: „Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,68-69), albo wyjść z tymi, co nie uwierzyli.

Jest niestety także trzecia, najgorsza możliwość: zostać i nie wierzyć. Tak został Judasz. Dlatego spróbujmy głęboko przeżyć „kryzys eucharystyczny”. Nie bójmy się doświadczyć konfrontacji, bo w chrześcijaństwie, nie chodzi o to, żeby przyjmować Komunię św., ale o to, by nią żyć, czyli z niej czerpać życie. Tu i na wieki.

24 kwietnia 2011

Życzenia


Kochani,

przyjmijcie od nas najlepsze życzenia.
Abyśmy w naszym życiu,
tak gdzie tego szczególnie potrzebujemy,
doświadczali małych i wielkich zmartwychwstań.
Oraz abyśmy wszyscy pamiętali, że dobro zawsze zwycięża.

Mocy Zmartwychwstałego!
Bóg jest DOBRY!

Ekipa Słowa w Sieci
S. Bogna,
Mariola
Romek SJ
ks. Piotr

11 kwietnia 2011

Świadectwo Marioli

Święta Wielkanocne tuż, tuż. Uczestnicząc w liturgicznym przejściu Jezusa przez śmierć do życia, doświadczamy także swojej życiowej Paschy, której termin i czas trwania nie zawsze pokrywa się z liturgią. Jednak dopiero w świetle Paschy Jezusa widzimy sens naszej życiowej drogi. I o tym jest dzisiejszy tekst - świadectwo.

Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela:

„W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie,

w ciszy i ufności leży wasza siła.

Ale wyście tego nie chcieli. Lecz Pan czeka,

by wam okazać łaskę, i dlatego stoi,

by się zlitować nad wami,

bo Pan jest sprawiedliwym Bogiem.

Szczęśliwi wszyscy,

którzy w Nim ufają!” (Iz 30, 15. 18)

W tegorocznym Wielkim Poście dane mi było uczestniczyć w rekolekcjach Lectio Divina. Gdy kilka miesięcy temu zapisywałam się na nie, nie pamiętałam, że termin rekolekcji przypada dokładnie w rocznicę tego dnia, gdy dowiedziałam się, że jestem chora na nowotwór. Bóg w tym czasie wyprowadził mnie na pustynię, aby „przemówić do mojego serca”. Oz 2, 16. Od początku rekolekcji nie miałam wątpliwości, że choć to ja wybrałam termin, zapisałam się i przyjechałam, ale to Bóg przygotował wszystko.

Pierwszy etap rekolekcji opary jest na Ewangelii według św. Marka. Adresatami tej Ewangelii są ci, którzy dopiero wchodzili na drogę wiary. Dziś powiedzielibyśmy katechumeni przygotowujący się do wyznania wiary i przyjęcia chrztu. Kolejny raz w swoim życiu musiałam się zapytać sama siebie, czy wierzę w Jezusa Syna Bożego i Mesjasza i czy chcę dalej za Nim kroczyć, czy chcę, jak uczniowie, związać z Nim swoje życie?

W rekolekcyjnej ciszy i w Bożej obecności mogłam zobaczyć prawdziwy stan mojej wiary i stan mojego serca. Musiałam uznać, że mimo iż wydawało mi się, że jestem blisko Jezusa, sercem bardzo się oddaliłam. Choroba jak i niektóre wcześniejsze wydarzenia z mojego życia stały się szczeliną, przez którą zły duch zaczął kropla po kropli sączyć jad nieufności wobec dobroci Boga względem mnie. Zatruwał moje myśli i moje serce niedowierzaniem.

Sama nie zauważyłam kiedy mój lament i żal przed Bogiem, który jest czymś naturalnym, stał się raczej wołaniem buntu i złości. Mimo iż mój stan fizyczny jest coraz lepszy przestałam dostrzegać w tym Boże działanie i łaskę. Nawet mówiłam Bogu; „Tak wielu ludzi mi pomaga, a TY?” Czułam, że pomimo mojego zaangażowania w różne dzieła Boże moja osobista relacja z Jezusem nie tylko ostygła a wręcz stała się oziębła. Wszystko było ważniejsze niż spotkanie z Nim na modlitwie. W czasie rekolekcji mogłam jasno zobaczyć jak dałam się podejść Złemu, ale też od pierwszej modlitwy doświadczałam bliskości Jezusa, któremu bardzo zależało, abym już przejrzała. Naprawdę to On pierwszy zatęsknił za mną. Prawda, którą mi pokazał była wyzwalająca. Zobaczyłam siebie w gronie uczniów, którzy deklarowali, że będą przy Nim zawsze, ale nie wytrzymali próby i wszyscy odeszli. Mimo ich niewierności, Jezus dalej im ufa, nie cofa swojego wybrania. I tak jak w ich życiu następował przełom wiary, tak i ja ufam, że ten czas był dla mnie przełomem. Uczniowie nie mogli zrozumieć drogi Jezusa przez cierpienie i krzyż. Ja nie wiem czy swoją do końca rozumiem, ale ufam , że idąc z Jezusem nawet w ciemnościach grobu można usłyszeć wieść o zmartwychwstaniu. Droga ucznia jest drogą za Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym Panem. Dziś dziękuję Jezusowi za nową nadzieję. Za to, że nawet jeśli czas Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty trwa cały rok to ZAWSZE nadejdzie poranek Zmartwychwstania. Chociaż do świat wielkanocnych jeszcze kilkanaście dni, to w moim sercu dokonała się kolejna Pascha, kolejne przejście Pana.

Mariola

21 marca 2011

„Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt 16, 21)

Jeszcze brzmią w uszach apostołów słowa św. Piotra wyznającego : „Ty jesteś Mesjasz”, a Jezus zapowiada coś zupełnie niezrozumiałego - odrzucenie, mękę i nawet śmierć. Jak wielki kontrast! Dopiero co uniesienie, duchowe objawienie: „Tak to jest Ten na którego czekaliśmy tyle lat”. Budząca się nadzieja: „Skoro przyszedł Mesjasz, nareszcie wszystko się odmieni, nasz los będzie lepszy, Bóg wypełnia swoje obietnice”. Wypowiedź Jezusa wydaje się im nie tylko nie do pojęcia ale i nie do przyjęcia. To musiało się nie mieścić w żadnych ludzkich wyobrażeniach związanych z Mesjaszem, bo św. Piotr zdobywa się na upomnienie Mistrza.

„A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki»” (Mt 16, 22-23)

Piotr, który dopiero co został pochwalony, teraz zostaje publicznie zganiony. Słyszy „nie myślisz na sposób Boży, lecz ludzki”

Czy my współcześni uczniowie Jezusa, chociaż wiemy jak zbawienna była męka, śmierć i że po niej nastał poranek zmartwychwstania, nie sprzeciwiamy się jak św. Piotr takiej wizji Mesjasza?

Czyż „nasz Mesjasz” nie powinien władać z mocą, chronić nas przed złem i problemami, układać wszystkiego po naszej myśli, skoro jest Synem Bożym?

Ile razy dajemy się zwieść takiej pokusie wyobrażenia o Bogu i Jego działaniu? Szatan nieustannie próbuje nam podsunąć pokusę sprawdzania Boga- czy się zatroszczy o mnie, czy pośle swoich aniołów by mnie ratować? (por. Mt 4, 6-7). A kiedy przydarzają nam się trudności zaczynamy wątpić w Jego dobroć, potęgę i moc.

Kolejny Wielki Post w naszym życiu może być czasem nawrócenia z myślenia tylko po ludzku na myślenie bardziej po Bożemu.

Czy chcę być z Jezusem, który objawia swoją potęgę przez znaki i cuda, ale jednocześnie jest pierwszym który służy, godzi się na cierpienie, odrzucenie i śmierć? Czy chcę wytrwać przy takim Mesjaszu, który wisi na krzyżu, czy akceptuję Jego sposób władania?

Jezu w świętym czasie Wielkiego Postu naucz mnie myśleć na sposób Boży.

Chce trwać przy Tobie, gdy dobrowolnie gotujesz się na mękę i śmierć.

Chcę w Tobie ukrzyżowany Panie wyznawać: „Ty jesteś Mesjasz”.

Chcę wytrwać w różnych moich przeciwnościach i nie zwątpić,

że doprowadzisz mnie do poranka zmartwychwstania.

Amen

02 marca 2011

„Nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16, 17)

Wielu ludzi widziało Jezusa w czasie Jego ziemskiego życia. Ale każdy widział inaczej. Jedni widzieli w nim „proroka” (Mt 16, 14), inni „żarłoka i pijaka” (Łk 7,24), wichrzyciela (Łk 23,5), a nawet wariata (Mk 3, 21). Tyle może wymyślić człowiek o własnych siłach. Próbuje na podstawie tego, co widzi wysnuć jakieś mniej lub bardziej trafne wnioski. Ale to jest tylko ludzkie myślenie. Niestety, dla wielu jest to jedyny sposób poznawania rzeczywistości. Sądzą, że prawda to jest to, co oni potrafią sami wymyślić. Jakże bardzo się mylą!

Prawda jest owocem poddania się łasce. Ona sama jest łaską, światłem, które daje nam Bóg. Szymon Piotr doświadczył tego osobiście. On prosty rybak, który często bez zastanowienia mówi i robił różne (nie zawsze mądre) rzeczy, na pytanie Jezusa: „Za kogo mnie uważasz?”, oświadcza: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt, 16,16). Można by powiedzieć: trafił w dziesiątkę! Poznał prawdę. Ale nie był to owoc jego ludzkiej mądrości, ale łaska, dlatego Jezus powiedział mu: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17). Innymi słowy: „Szczęściarz z ciebie Szymonie. Otrzymałeś łaskę zobaczenia prawdy! Sam byś tego nie wymyślił”.

A czy ty należysz do grona tych szczęściarzy?

Co widzisz?

Wzrok wiary, który daje poznanie prawdy jest łaską. Dlatego prośmy Ojca:

 

Ojcze, otwórz moje oczy, bym mógł poznać prawdę.

Chcę umieć zauważać obecność Jezusa i umieć rozpoznać w Nim mojego Pana i Zbawiciela.

Chcę widzieć innych ludzi, samego siebie i wszystkie rzeczy w prawdzie.

Takimi jakimi je stworzyłeś i takimi, jakimi Ty sam je widzisz.

Amen

 

22 lutego 2011

Co widzisz?

„Co widzisz, Jeremiaszu?” (Jr 1,11).

Takie pytanie Bóg zadaje Jeremiaszowi. Wydaje się ono banalne, a odpowiedź prosta. Jeremiasz ma przed sobą drzewo migdałowe, więc mówi: „Widzę gałązkę drzewa czuwającego” (to hebrajska nazwa migdałowca). Ale Bóg chce pokazać mu coś więcej. „Dobrze widzisz, bo czuwam nad moim słowem, by je wypełnić” mówi Pan (Jr 1, 12). Ta gałązka jest znakiem. Za nią ukrywa się głębsza rzeczywistość. A raczej ukrywa się Ktoś.

A co ty widzisz?

Takie pytanie Bóg stawia dziś mnie i tobie. Widzę osoby, przedmioty, wydarzenia… Ale czy „dobrze widzę”? Czy umiem zauważyć we wszystkim znak Boga? Czy umiem odczytać te znaki?

Nie jest to proste, ani oczywiste. Porażki zdarzały się nawet apostołom. Kiedy raz płynęli łodzią, Jezus mówił o kwasie. Tylko, że Jezus mówił o „kwasie faryzeuszów”, a oni o zakwasie, z którego robi się chleb i zrozumieli tylko tyle: „O ja cie, nie mamy chleba!” (wolne tłumaczenie Biblii J por. Mk 8, 14-21). Jak się człowiek zakręci tylko wokół spraw materialnych, to może stracić z oczu rzeczy istotne. A kiedy nie widzi tych istotnych, źle także postrzega te doczesne. Apostołowie zapatrzeni w brak chleba zapomnieli, że jest obok nich Ktoś, kto czuwa na nimi. A przecież widzieli wcześniej jak On rozmnaża chleb dla tysięcy.

No właśnie, widzieli czy nie widzieli? „Mają oczy a nie widzą” to jest problem ich i nasz. Dlatego każdemu z nas potrzebna jest „kuracja okulistyczna”. Jej opis znajdziemy w Ewangelii według św. Marka 8, 22-26:

„Przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął. On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: Czy widzisz co? A gdy przejrzał, powiedział: Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa. Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał /on/ zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie. Jezus odesłał go do domu ze słowami: Tylko do wsi nie wstępuj”

Módlmy się zatem.

Jezu, Ty jesteś Światłem, zaś ja chodzę w ciemnościach. Weź mnie za rękę i poprowadź. Dotknij moich oczu i uwolnij od ślepoty. Spraw bym mógł zobaczyć Ciebie, samego siebie, innych ludzi i cały świat w prawdzie. Tak jak Ty widzisz. Uwolnij mnie od wszelkiego fałszu w postrzeganiu innych. Nie chcę widzieć „ludzi niby drzewa”. Spraw, bym nigdy nie traktował ludzi jak przedmiotów. Chcę widzieć jasno i wyraźnie. Amen.

24 stycznia 2011

A gdy wypełnili wszystko

A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego,
Wrócili do Galilei, do swego miasta- Nazaret
Łk 2, 39

Po czasie świątecznym, nastał okres zwykły- czas Nazaretu, tego co codzienne, powszednie, zwyczajne. Większość dni w roku jest właśnie takich. Nasza codzienność, ma się stać miejscem spotkania z Panem. On przyszedł i jest- Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami (J 1,14).

Jego obecność nie jest zależna od świątecznej atmosfery, pięknej dekoracji, wielkich przygotowań. Jest zależna jedynie od tego, czy zostanie przyjęta przez nas czy nie. Przyszło do swojej własności a swoi go nie przyjęli Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi (J 1, 11- 12).

Jezus stał się Emmanuelem- Bogiem z nami. Chce być tam gdzie my jesteśmy. Przychodzi do naszej codzienności.

Przyszedł do rybaków nad jezioro galilejskie, gdy zarzucali sieci.( Mk 1, 16-18.) Przyszedł do domu Marty i Marii (Łk, 10, 38- 42 )Powiedział Zacheuszowi, że dziś zatrzyma się u niego( Łk 19, 5).

Tu i teraz do naszego „Nazaretu” Jezus chce przyjść. Chce nam towarzyszyć w tym co zwyczajne i powszednie. On chce się zadomowić pośród nas.

Nasz Bóg jest Bogiem obecności. Obecności , która ma moc przemieniać naszą rzeczywistość, podnieść gdy jesteśmy słabi, rozjaśnić ciemności, gdy nas ogarniają, wzmocnić nasze siły, gdy słabniemy , dać nową nadzieję, wskazać na nowo drogę, gdy błądzimy.

Jezus, który przyszedł do Marty i Marii, który zagościł u Zacheusza może dziś zatrzymać się w naszym domu. Wystarczy tylko zapragnąć.

Jezu, proszę dziś i każdego dnia bądź obecny w moim życiu.
Przenikaj swoja świętą obecnością moją codzienność.
Chcę z Tobą dzielić moje radości, troski .
Dodaj mi sił, by pokonywać trudy i zniechęcenia.
Naucz mnie przyjmować każdy dzień jako dar i zadanie.

Amen