Jakże cudowna jest głębia Twoich słów! Patrzymy na ich powierzchnię, która się do nas, jak do dzieci uśmiecha. Lecz pod nią, Boże mój, jakże cudowna głębia! Lęk ogarnia gdy wejrzy się w nią, cześć pełna lęku, miłość pełna drżenia... Św. Augustyn
Zanim zaczniesz czytać
17 maja 2010
Świadectwo Romka
09 maja 2010
Pascha Pana
Być może już niektórzy z Was wiedzą, że Mariolka krótko przed świętami dowiedziła się, że ma raka piersi. Prosimy Was o gorącą modlitwę o uzdrowienie. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Całkowicie powierzamy się Jego pełnej miłości Woli.
Świadectwo Marioli:
„Śmierć zwarła się życiem i w boju o dziwy choć poległ Wódz życia króluje dziś żywy”
W czasie tegorocznego Wielkiego Postu kierowałam do Boga modlitwę: „Panie dokonaj we mnie Paschy”.
Nie precyzowałam dokładnie jakiej dziedziny, sprawy w moim życiu ma dotyczyć „przejście Pana”.
Mijały tygodnie i już pod koniec Wielkiego Postu, a dokładnie w 6 tygodni po odejściu mojej Mamy usłyszałam diagnozę: złośliwy guz piersi.
W pierwszym odruchu chciałam wołać- to pomyłka, przecież miara trudnych doświadczeń, cierpienia była w ostatnich miesiącach, ze względu na chorobę mamy i jej śmierć, wystarczająco duża.
Tak zaraz, Boże, bez czasu wytchnienia? No i to odwieczne pytanie: dlaczego ja? Za nim pojawiło się natychmiast następne: dlaczego nie ja, skoro tak wiele osób boryka się z chorobą?
Bóg zamierzył niespodziewaną dla mnie Paschę: choroba, leczenie i zmierzenie się z sytuacja graniczną.
W Wielki Czwartek otrzymałam pierwszą chemię. Moje leczenie trwa.
Trwa też moja Pascha. Pascha zakłada wędrówkę w ciemności. Ciemność niewiadomej, niezgody, lęku, pytań bez odpowiedzi… A jednocześnie pośród tej nocy wiele spraw dociera do mnie wyraźniej.
Życie objawia mi się jako niezwykły dar i wartość, a jednocześnie tak realne stały się słowa „śmierć zwarła się z życiem” Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z faktu obecności śmierci tuż obok życia.
A w rzeczywistości splatają się bardzo mocno.
Ponieważ tylko Jezus jest Panem nad życiem i śmiercią, uświadomiłam sobie, że naprawdę moje życie zależy jedynie od Niego.
Tak kruche jest nasze bycie tutaj i naprawdę poza Bogiem nie mam innego zabezpieczenia. To uczy pokory wobec Boga, życia i ludzi.
I chociaż uroniłam już wiele łez i dalej nie rozumiem, dlaczego taką drogę muszę przejść, próbuję, chcę przyjmować z wdzięcznością każdy dzień, ufać Bogu, że On wie lepiej, cieszyć się z drobiazgów.
Na wiele spraw spojrzałam inaczej, jakaś nowa hierarchia wartości tworzy się we mnie.
Wcale nie przychodzi to tak prosto jak się pisze. Muszę walczyć z różnymi podszeptami mówiącymi – skoro Bóg Cię tak kocha, to dlaczego tyle na ciebie zsyła, to się nazywa miłość? Itp., walczyć ze strachem przed nieznanym, każdego dnia prosić o nową nadzieję.
Od samego początku choroby Bóg przez swoje Słowo, różne wydarzenia, a przede wszystkim przez ludzi pokazuje mi, że czuwa nad sytuacją. Szczególnie dziękuję za doświadczenie obecności ludzi, którzy począwszy od zrobienia zakupów, posprzątania domu, odwiedzin w szpitalu- mogłabym tu wymieniać wiele- po modlitwę wstawienniczą, udzielenie mi Komunii św. gdy nie mogę iść do kościoła i okazywanie troski na wszelkie możliwe sposoby, pamięć w modlitwie. Chce napisać po prostu- dziękuję.
Moim ulubionym hymnem z nieszporów okresu wielkanocnego jest ten zaczynający się od słów:
Pomiędzy nami idziesz, Panie .
Po kamienistej drodze życia.
I słuchasz słów zrodzonych z lęku
Przed jutrem pełnym tajemnicy.
Źródłem siły i nadziei jest żywa obecność Jezusa, który umarł i zmartwychwstał.
Mariola
Ps. Dziękuje wszystkim, którzy modlitwą są ze mną w tym czasie.
Świadectwo s. Bogny:
Dopiero w obliczu śmierci zaczynamy rozumieć, czym jest życie.
Moje doświadczenie Paschy było inne niż Marioli, a jednak w przedziwny sposób ono także prowadziło mnie do odkrycia głębiej i na nowo wartości życia.
Większość Wielkiego Postu i Święta Wielkanocne spędziłam w Afryce, a konkretnie we wschodniej części Kamerunu. Tam też dowiedziałam się o chorobie Marioli.
Nie umiem w krótkich słowach opowiedzieć o moich przeżyciach ani streścić wszystkich przemyśleń, które w tym czasie zrodziły się w mojej głowie. Spróbuję jednak podzielić się kilkoma myślami.
Afryka to było dla mnie spotkanie z potęgą przyrody, wobec której człowiek jest mały i często bezbronny. To uczy pokory i zawierzenia Bogu. To także spotkanie z biedą materialną i moralną mieszkających tam ludzi. W przedziwny sposób, patrząc na ludzi, którzy żyją zagubieni w niesamowitych przestrzeniach lasu równikowego, żyją w lepiankach, bez wody i prądu, właśnie w tym odkrywałam na nowo wartość życia każdego człowieka. Życie odarte z różnych niepotrzebnych spraw, którymi się zajmujemy na co dzień. Czysta walka o przetrwanie. O to, by mieć co jeść i po prostu przeżyć.
Widziałam dzieciaki, które opiekały na ognisku mysz, by ją zjeść i posiadanie tej myszy, było ich radością i dumą.
Wiozłam razem z naszą Siostrą misjonarką do szpitala chłopaka, który otruł się jakimś preparatem do opryskiwania kawy. Chłopak zmarł w drodze. Tego samego dnia w przychodni zmarła młoda dziewczyna po aborcji. Jedna z wielu odsłon śmierci, która jest zawsze blisko i której Afrykańczycy tak się boją.
Słuchałam o zagubieniu moralnym ludzi, którzy żyją bez żadnych wartości, wierząc w czary.
I myślałam o tym, że nie różnimy się zbytnio od nich.
Ale my wszystkie nasze dramaty przeżywamy w białych rękawiczkach. Wszystko jest przypudrowane, a przez to często nieuświadomione, wyparte. Nie rozumiemy po co żyjemy i dlaczego umieramy.
I dlatego tam łatwiej mogłam zobaczyć, co jest istotne w życiu.
Życie to coś strasznie ważnego.
I wierzę w to, że tylko Jezus daje prawdziwe, autentyczne życie.
s. Bogna