05 września 2008

Po Rekolekcjach

Kochani, wakacje nieodwołalnie się kończą, ale ma to swoją dobrą stronę (ponoć wszystko ma swoją dobrą stronę), że rusza po przerwie Słowo w sieci. Dziś małe "dożynki" z czasu rekolekcji "Z ciemności do przedziwnego światła".

Podczas tych 8 dni za łaską Pana odrzucaliśmy ciemność naszych grzechów, a także ciemność zranień, które trzymają nas w mroku smutku i cierpienia. Światłośc Prawdziwa, którą jest Jezus Chrystus wyganiała te ciemności, jakże skutecznie!

Dziś świadectwo tego pięknego działania łaski.
Pozdrawiamy.
ekipa SWS

PS. Od tego roku, tekst SŁOWA będzie dostępny także bezpośrednio na stronie Bloga

Świadectwo Kasi

Nie spodziewałam się tego co się stało na tych rekolekcjach w moim życiu, w moim duchowym życiu. Zawsze myślałam że już jest wszystko po układane na swoim miejscu, niestety okazało się, że jest tylko przykryte, schowane na dnie mojej duszy.

Ale od początku. W dzieciństwie byłam zgwałcona przez wujka i przez wiele lat byłam z tym sama, zamknęłam się w sobie co sprawiło, że stałam się odludkiem można nawet powiedzieć dziwakiem. Dopiero po kilku latach odważyłam się komuś o tym powiedzieć. Później rozmawiałam o tym już z wieloma ludźmi i był ksiądz, siostra zakonna, a nawet psycholog. Ale i tak złość i gniew narastały. Ktoś powiedział: „oddaj to Bogu” i oddałam, ale później Mu to zabrałam i tak wiele razy.

Aż trafiłam na rekolekcje do Kunic i dopiero tam Bóg otworzył mi oczy mojej duszy. Zobaczyłam, że sama siebie męczę. Bóg chce mi pomoc, a ja nie daje mu szans. Poprzez konferencje, rozmowy Bóg pokazywał mi jaką droga mam pójść, co robić, żeby się od Niego nie odwrócić. Jezus pokazał mi, że Mu na mnie zależy. Na tych rekolekcjach oddałam Jezusowi wszystkie swoje zranienia i pozwoliłam Mu, aby je leczył.

Boże dzięki Ci za tych wszystkich ludzi, za to wszystko, co dokonałeś w moim życiu w tym czasie rekolekcji. Chwała Ci Panie….

Kasia l. 24

1 komentarz:

Titanik pisze...

Miałem tego tu nie pokazywać ale minęło już prawie pół roku, więc chyba mogę umieścić komentarz.

Żary 15.08.2008

"Nie warto żyć, konieczne jest by żeglować."

Nie wiem od czego zacząć, może od tego, iż opuszczam rekolekcje dzień
wcześniej.

Decyzję podjąłem po modlitwie wstawienniczej i Słowie, które otrzymałem
(Mk 6,7-13 oraz Flp 1,3-11). [...] Główny nacisk ze Słowa był położony na pierwsze
zdanie z Ew. wg św. Marka:"Następnie przywołał do siebie Dwunastu i
zaczął ich rozsyłać po dwóch". To przyniosło decyzję o wcześniejszym wyjeździe.

Obudziwszy się dzisiejszej nocy nad ranem, zrozumiałem czego to miało
mnie nauczyć - tego samego, co Apostołów - miłości wyrażanej w
odpowiedzialności. Bóg rozesłał ich po dwóch nie dlatego, że w pojedynkę
nie daliby rady, przecież On miał i ma nad wszystkim pieczę, ale po to,
aby będąc w oddaleniu od Niego, w poczuciu braku bliskości Nauczyciela,
nauczyli się kochać nawzajem przez odpowiedzialność za współtowarzysza.

Siostra Bogna wspomniała, że ciążą na nas grzechy innych ludzi a nasze
na innych. Odrzucenie grzechu jest więc oznaką miłości do Boga, do nas
samych ale także do innych ludzi, bo jesteśmy za nich odpowiedzialni.

Jest jeszcze jedno znaczenie odpowiedzialności - odpowiedzialność karna.
Chrystus, jak nasz rodzic, poniósł tę odpowiedzialność za nas, za swoje
dzieci, był to wyraz jego bezgranicznej miłości.

Małżeństwo (nie wiem skąd ten wątek) to nie zobowiązanie do tego, że
zawsze będą "motylki w brzuchu", tylko że będę towarzyszem podróży -
dłuższej czy krótszej ale do końca jej trwania. To samo dotyczy
WSZYSTKICH ludzi, z którymi mam kontakt. To ogromne brzemię - każdy z
nas jest współodpowiedzialny za setki a może i więcej osób, w różnym co
prawda stopniu, ale jest. Jednak dzięki Bożej miłości wyrażanej w
miłości bliźniego, ciężar ten staje się lżejszy. Nie grzesząc,
podtrzymując się, służąc sobie wzajemnie, stajemy się
wykonawcami przykazań miłości.

Pracuję w szpitalu, odpowiadam za pracę sprzętu medycznego a więc
pośrednio za zdrowie i życie ludzkie. Zawsze o tym wiedziałem ale w tej
chwili dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Mam nadzieję, że ta myśl
mnie nigdy nie opuści, że każdy nasz uczynek ma też swój wymiar duchowy
- wpływa na innych ludzi. Muszę więc w każdym szukać Boga i Jego
miłości, nie powinno mieć znaczenia czy jest schorowanym, trudnym w
obejściu, człowiekiem.

Jest piosenka Alicji Majewskiej, w której pojawia się fragment z cytatu
na początku listu:"Navigare necesse est". Nie rozumiałem jej przesłania
o odkrywaniu nieznanej miłości, o nauce "słów, którymi mówią tubylcy:
szabadabada szabadabada", o ustalaniu kraju zakochanych (przepraszam ale
nie pamiętam dokładnego tekstu), kraju, gdzie dotrą ci, prowadzeni
busolą miłości - chrześcijanin to człowiek zakochany w Bogu ale także w
innych ludziach i sobie bo nie jest możliwe kochać innych bez miłości do
siebie samego - wynika to bezpośrednio z przykazania miłości.

Dlatego tak ważne staje się żeglowanie, umiejętność oderwania się od
stałego lądu złych przyzwyczajeń, braku zaufania, egoizmu. Wypłynięcie
na głębię uczy reguł życia, prawdziwego życia a nie wegetacji, uczy
odpowiedzialnej miłości a może miłości w odpowiedzialności i tego, że
igła kompasu umieszczona w źle ukierunkowanym polu magnetycznym (ach ta
moja fizyka i obraz szatana, który podchodzi z magnesikiem i próbuje do
pola Bożej miłości dodać własne) po pewnym czasie zacznie wskazywać zły
kierunek.

Dlatego jest potrzebna łaska Boga i Jego miłość byśmy nie stracili kursu
i inni ludzie abyśmy mogli się w tej podróży wzajemnie umacniać, służyć,
dawać świadectwo, pokazywać kierunek i po prostu kochać.

Dziękuję Bogu za te "niedokończone" rekolekcje,

Sylwester.