11 kwietnia 2011

Świadectwo Marioli

Święta Wielkanocne tuż, tuż. Uczestnicząc w liturgicznym przejściu Jezusa przez śmierć do życia, doświadczamy także swojej życiowej Paschy, której termin i czas trwania nie zawsze pokrywa się z liturgią. Jednak dopiero w świetle Paschy Jezusa widzimy sens naszej życiowej drogi. I o tym jest dzisiejszy tekst - świadectwo.

Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela:

„W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie,

w ciszy i ufności leży wasza siła.

Ale wyście tego nie chcieli. Lecz Pan czeka,

by wam okazać łaskę, i dlatego stoi,

by się zlitować nad wami,

bo Pan jest sprawiedliwym Bogiem.

Szczęśliwi wszyscy,

którzy w Nim ufają!” (Iz 30, 15. 18)

W tegorocznym Wielkim Poście dane mi było uczestniczyć w rekolekcjach Lectio Divina. Gdy kilka miesięcy temu zapisywałam się na nie, nie pamiętałam, że termin rekolekcji przypada dokładnie w rocznicę tego dnia, gdy dowiedziałam się, że jestem chora na nowotwór. Bóg w tym czasie wyprowadził mnie na pustynię, aby „przemówić do mojego serca”. Oz 2, 16. Od początku rekolekcji nie miałam wątpliwości, że choć to ja wybrałam termin, zapisałam się i przyjechałam, ale to Bóg przygotował wszystko.

Pierwszy etap rekolekcji opary jest na Ewangelii według św. Marka. Adresatami tej Ewangelii są ci, którzy dopiero wchodzili na drogę wiary. Dziś powiedzielibyśmy katechumeni przygotowujący się do wyznania wiary i przyjęcia chrztu. Kolejny raz w swoim życiu musiałam się zapytać sama siebie, czy wierzę w Jezusa Syna Bożego i Mesjasza i czy chcę dalej za Nim kroczyć, czy chcę, jak uczniowie, związać z Nim swoje życie?

W rekolekcyjnej ciszy i w Bożej obecności mogłam zobaczyć prawdziwy stan mojej wiary i stan mojego serca. Musiałam uznać, że mimo iż wydawało mi się, że jestem blisko Jezusa, sercem bardzo się oddaliłam. Choroba jak i niektóre wcześniejsze wydarzenia z mojego życia stały się szczeliną, przez którą zły duch zaczął kropla po kropli sączyć jad nieufności wobec dobroci Boga względem mnie. Zatruwał moje myśli i moje serce niedowierzaniem.

Sama nie zauważyłam kiedy mój lament i żal przed Bogiem, który jest czymś naturalnym, stał się raczej wołaniem buntu i złości. Mimo iż mój stan fizyczny jest coraz lepszy przestałam dostrzegać w tym Boże działanie i łaskę. Nawet mówiłam Bogu; „Tak wielu ludzi mi pomaga, a TY?” Czułam, że pomimo mojego zaangażowania w różne dzieła Boże moja osobista relacja z Jezusem nie tylko ostygła a wręcz stała się oziębła. Wszystko było ważniejsze niż spotkanie z Nim na modlitwie. W czasie rekolekcji mogłam jasno zobaczyć jak dałam się podejść Złemu, ale też od pierwszej modlitwy doświadczałam bliskości Jezusa, któremu bardzo zależało, abym już przejrzała. Naprawdę to On pierwszy zatęsknił za mną. Prawda, którą mi pokazał była wyzwalająca. Zobaczyłam siebie w gronie uczniów, którzy deklarowali, że będą przy Nim zawsze, ale nie wytrzymali próby i wszyscy odeszli. Mimo ich niewierności, Jezus dalej im ufa, nie cofa swojego wybrania. I tak jak w ich życiu następował przełom wiary, tak i ja ufam, że ten czas był dla mnie przełomem. Uczniowie nie mogli zrozumieć drogi Jezusa przez cierpienie i krzyż. Ja nie wiem czy swoją do końca rozumiem, ale ufam , że idąc z Jezusem nawet w ciemnościach grobu można usłyszeć wieść o zmartwychwstaniu. Droga ucznia jest drogą za Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym Panem. Dziś dziękuję Jezusowi za nową nadzieję. Za to, że nawet jeśli czas Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty trwa cały rok to ZAWSZE nadejdzie poranek Zmartwychwstania. Chociaż do świat wielkanocnych jeszcze kilkanaście dni, to w moim sercu dokonała się kolejna Pascha, kolejne przejście Pana.

Mariola

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo dziękuję za świadectwo. Życzę dużo nadziei i Bożego błogosławieństwa.

Titanik pisze...

Wiesz, czasem każdy człowiek ma ochotę powiedzieć: Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił?" Przygnębienie, poczucie osamotnienia i przytłoczenie problemami dopada nas w różnych, często niespodziewanych chwilach i reagujemy na to po ludzku - zniechęcenie, wyrzuty Bogu Jego nieobecności, obojętności, niespełnionych obietnic. Tymczasem On Jest, jak mówi Jego Imię. On jest i trwa, czasem daje tylko nam mniej odczuć swoją obecność a zwykle to my się oddalamy. I w tych chwilach zło ma do nas największy dostęp: obwiniamy Boga za trudności i zło, które nas spotkało a jednocześnie nie dostrzegamy dobra albo przypisujemy je tylko sobie. Bóg jawi się jako obojętny a nawet wręcz anty-bóg. Taka ciemność jest udziałem każdego człowieka...

Pozdrawiam, Sylwester