09 maja 2010

Pascha Pana

Kochani, przed dłuższy czas milczeliśmy. Jednak ta cisza nie oznacza, że nic się nie działo. Działo się wiele! Na różne sposoby dokonywała się w nas Pascha Pana. Zapewne potrzebowaliśmy czasu, by móc się tym podzielić. Dziś dwa teksty- świadectwa Marioli i s. Bogny.

Być może już niektórzy z Was wiedzą, że Mariolka krótko przed świętami dowiedziła się, że ma raka piersi. Prosimy Was o gorącą modlitwę o uzdrowienie. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Całkowicie powierzamy się Jego pełnej miłości Woli.

Świadectwo Marioli:

„Śmierć zwarła się życiem i w boju o dziwy choć poległ Wódz życia króluje dziś żywy”

W czasie tegorocznego Wielkiego Postu kierowałam do Boga modlitwę: „Panie dokonaj we mnie Paschy”.

Nie precyzowałam dokładnie jakiej dziedziny, sprawy w moim życiu ma dotyczyć „przejście Pana”.

Mijały tygodnie i już pod koniec Wielkiego Postu, a dokładnie w 6 tygodni po odejściu mojej Mamy usłyszałam diagnozę: złośliwy guz piersi.

W pierwszym odruchu chciałam wołać- to pomyłka, przecież miara trudnych doświadczeń, cierpienia była w ostatnich miesiącach, ze względu na chorobę mamy i jej śmierć, wystarczająco duża.

Tak zaraz, Boże, bez czasu wytchnienia? No i to odwieczne pytanie: dlaczego ja? Za nim pojawiło się natychmiast następne: dlaczego nie ja, skoro tak wiele osób boryka się z chorobą?

Bóg zamierzył niespodziewaną dla mnie Paschę: choroba, leczenie i zmierzenie się z sytuacja graniczną.

W Wielki Czwartek otrzymałam pierwszą chemię. Moje leczenie trwa.

Trwa też moja Pascha. Pascha zakłada wędrówkę w ciemności. Ciemność niewiadomej, niezgody, lęku, pytań bez odpowiedzi… A jednocześnie pośród tej nocy wiele spraw dociera do mnie wyraźniej.

Życie objawia mi się jako niezwykły dar i wartość, a jednocześnie tak realne stały się słowa „śmierć zwarła się z życiem” Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z faktu obecności śmierci tuż obok życia.

A w rzeczywistości splatają się bardzo mocno.

Ponieważ tylko Jezus jest Panem nad życiem i śmiercią, uświadomiłam sobie, że naprawdę moje życie zależy jedynie od Niego.

Tak kruche jest nasze bycie tutaj i naprawdę poza Bogiem nie mam innego zabezpieczenia. To uczy pokory wobec Boga, życia i ludzi.

I chociaż uroniłam już wiele łez i dalej nie rozumiem, dlaczego taką drogę muszę przejść, próbuję, chcę przyjmować z wdzięcznością każdy dzień, ufać Bogu, że On wie lepiej, cieszyć się z drobiazgów.

Na wiele spraw spojrzałam inaczej, jakaś nowa hierarchia wartości tworzy się we mnie.

Wcale nie przychodzi to tak prosto jak się pisze. Muszę walczyć z różnymi podszeptami mówiącymi – skoro Bóg Cię tak kocha, to dlaczego tyle na ciebie zsyła, to się nazywa miłość? Itp., walczyć ze strachem przed nieznanym, każdego dnia prosić o nową nadzieję.

Od samego początku choroby Bóg przez swoje Słowo, różne wydarzenia, a przede wszystkim przez ludzi pokazuje mi, że czuwa nad sytuacją. Szczególnie dziękuję za doświadczenie obecności ludzi, którzy począwszy od zrobienia zakupów, posprzątania domu, odwiedzin w szpitalu- mogłabym tu wymieniać wiele- po modlitwę wstawienniczą, udzielenie mi Komunii św. gdy nie mogę iść do kościoła i okazywanie troski na wszelkie możliwe sposoby, pamięć w modlitwie. Chce napisać po prostu- dziękuję.

Moim ulubionym hymnem z nieszporów okresu wielkanocnego jest ten zaczynający się od słów:

Pomiędzy nami idziesz, Panie .
Po kamienistej drodze życia.
I słuchasz słów zrodzonych z lęku
Przed jutrem pełnym tajemnicy.
Źródłem siły i nadziei jest żywa obecność Jezusa, który umarł i zmartwychwstał.

Mariola

Ps. Dziękuje wszystkim, którzy modlitwą są ze mną w tym czasie.


Świadectwo s. Bogny:

Dopiero w obliczu śmierci zaczynamy rozumieć, czym jest życie.


Moje doświadczenie Paschy było inne niż Marioli, a jednak w przedziwny sposób ono także prowadziło mnie do odkrycia głębiej i na nowo wartości życia.

Większość Wielkiego Postu i Święta Wielkanocne spędziłam w Afryce, a konkretnie we wschodniej części Kamerunu. Tam też dowiedziałam się o chorobie Marioli.

Nie umiem w krótkich słowach opowiedzieć o moich przeżyciach ani streścić wszystkich przemyśleń, które w tym czasie zrodziły się w mojej głowie. Spróbuję jednak podzielić się kilkoma myślami.

Afryka to było dla mnie spotkanie z potęgą przyrody, wobec której człowiek jest mały i często bezbronny. To uczy pokory i zawierzenia Bogu. To także spotkanie z biedą materialną i moralną mieszkających tam ludzi. W przedziwny sposób, patrząc na ludzi, którzy żyją zagubieni w niesamowitych przestrzeniach lasu równikowego, żyją w lepiankach, bez wody i prądu, właśnie w tym odkrywałam na nowo wartość życia każdego człowieka. Życie odarte z różnych niepotrzebnych spraw, którymi się zajmujemy na co dzień. Czysta walka o przetrwanie. O to, by mieć co jeść i po prostu przeżyć.

Widziałam dzieciaki, które opiekały na ognisku mysz, by ją zjeść i posiadanie tej myszy, było ich radością i dumą.

Wiozłam razem z naszą Siostrą misjonarką do szpitala chłopaka, który otruł się jakimś preparatem do opryskiwania kawy. Chłopak zmarł w drodze. Tego samego dnia w przychodni zmarła młoda dziewczyna po aborcji. Jedna z wielu odsłon śmierci, która jest zawsze blisko i której Afrykańczycy tak się boją.

Słuchałam o zagubieniu moralnym ludzi, którzy żyją bez żadnych wartości, wierząc w czary.

I myślałam o tym, że nie różnimy się zbytnio od nich.

Ale my wszystkie nasze dramaty przeżywamy w białych rękawiczkach. Wszystko jest przypudrowane, a przez to często nieuświadomione, wyparte. Nie rozumiemy po co żyjemy i dlaczego umieramy.

I dlatego tam łatwiej mogłam zobaczyć, co jest istotne w życiu.

Życie to coś strasznie ważnego.

I wierzę w to, że tylko Jezus daje prawdziwe, autentyczne życie.

s. Bogna






5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

modlę się o uzdrowienie Marioli. Wszystko w mocy BOGA

Anonimowy pisze...

Dziękuję za te świadectwa. Są one dla mnie umocnieniem, zachętą by przyjrzeć się mojemu życiu, na to ile rzeczy, chwil w nim zmarnowałam, a ile wykorzystałam dobrze. Zachętą do dziękczynienia Bogu za wszystko co od Niego otrzymałam, za każdego człowieka którego w życiu spotkałam. Zachętą do dziękczynienia za to, że dla nas, dla mnie Jezus umarł i zmartwychwstał, że w Nim cała nasza nadzieja.
Ja również przyłączam się do modlitwy w intencji Marioli.
Jezus jest drogą, prawdą i życiem.

Anonimowy pisze...

Dziękuję za świadectwo. Też u bliskiej mi osoby, z którą pracuję kilka dni temu odkryto nowotwór - są już przerzuty do niemal wszystkich organów. Lekarze nie dają żadnych szans. To trudne doświadczenie uświadomiło mi jak bardzo kruche i bezcenne jest nasze, moje życie; jak wiele marnujemy chwil na to co nieistotne - uznanie w oczach innych, wzajemne niechęci itd. A warto przeżyć je jak najpiękniej. Obiecuję modlitwę w intencji Marioli. Szczęść Boże

Monika pisze...

A we mnie zawsze w takich chwilach rodzi się bunt, pytanie - Gdzie jesteś Boże? Dlaczego?
Takie trudne doświadczenia jednak także powodują, że "umiera" nasz obraz Boga, wizja, którą sobie stworzyliśmy.
Przyłączam się do modlitwy w intencji Marioli.

Anonimowy pisze...

Dzisiaj rano zmarła w szpitalu moja Pani dyrektor , z którą 2 lata pracowałam , miała nowotwór. Była ważna w moim życiu - pozwoliła mi uwierzyć w siebie, pokazała mi , że jestem dobra w tym co robię. Nie potrafię nie pytać - dlaczego? Zostawiła dzieci. Trudno jest ufać, gdy dotykamy tajemnicy śmierci, bólu, cierpienia.